sobota, 2 marca 2013

Rozdział 5 "Dlegacja"

    *Nie powiem, ale byłam zadowolona z efektu końcowego. To uczucie, że zrobiło się coś samemu jest takie...takie wzruszające. Hmmm... tera tylko nazwa. Ten pokój będzie miał nazwę... Marzenie. Tak Marzenie, jest idealnie. Jest już godzina 18;30, więc rodzice niedługo przyjdą i trzeba zawołać państwa Devine. *


   Usiedliśmy na kanapie, oczywiście ja po miedzy, z lewej Damian, z prawej Josh. Starszy z braci postanowił już zadzwonić po swoich rodziców, a ja poszłam do kuchni zrobić herbaty dla nas i naszych rodziców. Gotową herbatę z Damianem zanieśliśmy do salonu i położyliśmy na stolik. Po ok. 14 minutach przyszli jednoczesne nasi rodzice. Weszli do salonu następnie usiedli na sofie i zaczęli konwersacje na temat odpowiedniej szkoły dla mnie i Damiana. Nie rozumiem po co tyle zachodu, przecież idziemy do szkoły na miesiąc, a po za tym to ostatni rok edukacji. Tak wiem dziwne. Mamy po siedemnaście lat i uczęszczamy ostatni rok do budy. No tak nasi rodzice wysłali nas do szkoły rok wcześniej. stwierdzili, że jesteśmy uzdolnionymi dziećmi dlatego to zrobili.  Ile można gadać na tak żmudny temat? Ci ludzie zwani rodzicami uzgadniali przez dwie godziny, że będziemy mieli prywatne lekcje.  Boże! Nie  mogli tak od razu?! Przepatrzyli wszystkie możliwe szkoły, a powiedzieli nam, że mamy prywatne.  Matko boska i wszyscy pasterze co za ludzie. No nic. Pożegnałam się z Panią Tracy, Panem Bob'em i chłopakami. Poszłam do mojego pokoju się odświeżyć i pójść spać. Po prysznicu w mojej piżamce udałam się do kuchni coś wszamać. Wybrałam tradycyjne kanapki z serem i szynką. Po kolacji poszłam do wyrka. Zasnęłam w mgnieniu oka. Czyżbym była aż tak zmęczona malowaniem pokoju i rozkazywaniem pracownikom? Może.
   Gdy się obudziłam pierwszą rzeczą jaką zrobiłam było sprawdzenie godziny na moim telefonie. Godzina 10;08, nie tak źle. Obstawiałam coś po 12. Wygramoliłam się z łóżka co było nie lada wyczynem. Wyciągnęłam bieliznę z szuflady i udałam się do łazienki odbyć poranną toaletę. Wyszłam idąc w kierunku szafy. Dzisiaj musiałam postawić na długie spodnie, ponieważ nie chcę aby ktoś zobaczył bandaża na mojej nodze. Może przesadzam, ale ja nie lubię pytań  typu: Co się stało? itd. Zawsze odpowiadam ; nic. Takie pytania są zbędne, ponieważ i tak nic się nie dowiedzą. Wybrałam niebieską koszule bez rękawów, czarne długie spodnie i niebieskie trampki.  Zabrałam komórkę ze sobą i zeszłam na dół.  O dziwo nikogo nie zastałam. Wzruszyłam ramionami. Weszłam do kuchni gdzie ponownie czekała na mnie kartka.
Stacy!
 Pojechaliśmy w delegacje. Przepraszamy, że nic ci nie powiedzieliśmy, ale nie mieliśmy kiedy. Zostawiliśmy ci pieniądze. Wrócimy za 8 dni. Dzwoń gdyby coś się stało. 
Tom, Patty.
Ps: Lekcje odbędą się u nas w domu w dni robocze o godzinach 10-13. Załatwiliśmy wam wspólne lekcje. Pan nazywa się Archer Cross.
Przyjdzie jutro o ustalonej godzinie.
Kochamy Cię.

   No super! Rodzicie zostawili mnie na cztery dni powiadamiając mnie kartką.  A co do szkoły to całkiem spoko. Tylko trzy godziny zamiast sześciu czy siedmiu dziennie. A ten nauczyciel Archer?  Ma takie średniowieczne imię. Archerze! Proszę podejdź! Zaraz będziemy spożywać wieczerzę. Hahahahahahahahahahaha. Zacnie. Dobra odbija mi.  Wracając do listu. Nie powiem ale byłam zła na Tom'a i Patty. Mogli mi wczoraj powiedzieć. 
  Zajrzałam do lodówki. Zajebiście! Zostawili mi pusta lodówkę. Zabrałam telefon i kasę, zamknęłam dom i wyszłam do Damiana.  Grzecznie jak przystało na cywilizowanego człowieka zadzwoniłam dzwonkiem. Otworzył Damian w... samych bokserkach. Jezusie mariusie, czy ten człek nie umie się ubrać?! A gdyby przyszła jakaś staruszka co? Zeszła by na zawał.
- Właź. -rozkazał pan w bokserkach. - A ty co? Nie możesz przychodzić tak kilka godzin później, kiedy się wyśpię?- zapytał gdy weszliśmy do jego pokoju.
- No mogę. Ale wiesz moi rodzice pojechali w delegację na osiem dni i zostawili mi wolną chatę i.... pustą lodówkę.- mówiłam patrząc jak się przyjaciel ubiera.-  A właśnie a pro po to pójdziesz ze mną na mini zakupy? - wyszczerzyłam się jak najładniej umiałam.
- Wymiękam. Idę umyć zęby , a ty... A ty idź obudź Josh'a- rozkazał przyjaciel
- Okey. Ale jak go obudzę to co dalej?
- Powiedź mu, że idzie z nami.- poszedł do łazienki. Udałam się do pokoju obok. Musiałam wymyślić jakby go tu obudzić.  Wiem.  Wybrałam jakieś ubrania i podeszłam do śpiocha i zaczęłam go całować po policzku i ręce.
- Josh, kochanie. Wstawaj. -mówiłam  delikatnie. - Kochanie wstawaj.- Ten nawet nie drgną, przestałam całować i mówić. Dobra! Nie chce wstać po dobroci to teraz ma! Zaczęłam skakać mu po łóżku  i drzeć się. ( Pobudka w stylu 1D- coś w tym stylu). O postęp zaczął się wiercić. Mój plan skutkuje. Zaczęłam się jeszcze bardziej drzeć.
-Co się dzieje? -spytał zdezorientowany chłopak
- Jak to co? Idziemy na zakupy. Ubieraj się- pokazałam na ubrania.
- Okey... Powiem ci co mi się śniło w drodze.- udałam się do salonu gdzie czekał na mnie Damian. Usiadłam obok niego. Gadaliśmy, dopóki nie pojawił się brat. Mielimy tylko jeden problem. Mianowicie nie wiedzieliśmy gdzie są sklepy. No nic, pójdziemy na żywioł.Co najwyżej się zgubimy.
 ~. ~
-Masz nutellę? -zapytałam Damiana
- Nie mam, a ty masz płatki?
- Ej, nie mogę znaleźć ogórków- oznajmił nam Josh
- Co? Po co ci ogórki? Przecież to zakupy do mojej lodówki- mówiłam szukając płatków śniadaniowych.  Ten sklep jest ogromny, a ja przecież potrzebuję tych płatków, bo nie będę miała co jeść na śniadanie wiem mogę zrobić sobie coś innego, ale to jedyne danie, które mi wychodzi. Ja nawet wodę potrafię przypalić. Już na piłce nożnej znam się lepiej niż na gotowaniu.
- No ogórki to bardzo ważny składnik...  No nie ważne ,ale trzeba mieć urozmaicone posiłki, dlatego szukam ogórków.- wytłumaczył ten najstarszy. Niby najstarszy, a dalej nie pamięta, że mam uczulenie na ogórki.
- Debil. Ile razy mam ci tłumaczyć, że mam uczulenie na ogóry?
- A kto ci powiedział, że ty je będziesz jadła?  To, ze będą u ciebie w lodówce to nie oznacza, że będziesz je jeść. One są dla mnie jak do ciebie przyjdę.- zrobiłam typowego facepalma.
- Okeyyy... Rozpierdalasz system bracie.
Dalsze poszukiwania czegoś, co wypełni moją lodówkę poszły sprawniej niż do tych czas. Ufff... To dobrze. Teraz najgorsze; powrót do domu.  Jaka ja jestem głupia. No w sumie wiedziałam już wcześniej, np gdy poszłam do szkoły w kapciach, ale to szczegół. Zadzwonimy po taksówkę.
  Wszytko wypakowane, teraz  należny odpoczynek. Weszliśmy w trójkę do mojego pokoju. Zaproponowałam chłopakom, aby spali u mnie podczas nieobecności rodziców.  Zgodził się Damian, a Josh miał wątpliwości. Ale się w końcu zgodził, ale pod warunkiem, że chłopcy z zespołu będą mogli wpaść kilka razy. Byłabym taką idiotką, gdybym się nie zgodziła. Dowiedziałam się od kochanych przyjaciół, że przyjdą jutro po 14. Boże, jestem najszczęśliwszą osobą na świecie. Czuję się tak ajisfdhsaiufbsdiuf!! Niestety Josh musiał iść na próbę, więc zostaliśmy we dwoje.  Jest dopiero środek dnia a my już nie mamy co robić. Nuuuudaaaa. Zaproponowałam Damianowi, abyśmy poszli do niego aby się spakował. Spakowany, gotowy do nocowania poza domem  poszliśmy zanieść rzeczy. Rzucił torbę w kont salonu. Wybraliśmy się na spacerniak po Londynie. Pięknie tu jest. Nigdy nie sądziłam, że zamieszkam w tak cudownym mieście.
 Przeszliśmy przez parka, wstąpiliśmy do kawiarni, byliśmy przy fontannie i byliśmy na lodach w drodze powrotnej. Najlepszą rzeczą podczas naszego spacerniaka było znalezienie małej jaskini w parku, która była zasłonięta długimi gałęziami. Pewnie zastanawiacie się jak to się stało. O tuż kochany Damianek delikatnie mnie popchnął tak, że rypłam do tyłu. Ten się tak przestraszył, że walnę w skałę i coś się stanie, że podbiegł do mnie, ale ja leżałam już w jaskini. To miejsce było świetne, cudowne i takie, takie... takie niesamowite. Tylko siedzieć, słuchać muzyki i zatracić się w niej. To będzie nasze miejsce na rozmyślenia. Jaskinia znajduje się na uboczu parku, więc nikt tam nie wejdzie i nie będzie słyszał jak rozmawiamy. Po prostu idealne miejsce.
   Weszliśmy do domu i od razu zadzwoniłam po Josh'a aby już przyszedł do mnie spać. Było już około 21, więc postanowiliśmy coś zjeść, umyć się i coś zjeść. Josh miał spać w pokoju gościnnym tuż obok mojego, a Damian ze mną. Może to dziwne, ale lubię z kimś spać nawet z mamą.  Zaprowadziłam moje słonko do łazienki w pokoju gościnnym, aby się umył i ja również udałam się pod prysznic. Josh już siedział w swojej tymczasowej sypialni, więc się nie martwiła o niego. Umyta siedziałam na łóżku i czekałam, aż Damian przyjdzie. Ułożyłam się wygodnie obok chłopaka; już prawie zasnęłam, ale niestety ten idiota w dobrym znaczeniu, walną mnie poduszką w głowę. Nie mogłam być dłużna i oddałam mu uderzając go w głowę. W ten o to sposób rozpętała się dzika bitwa na poduszki, którą przegrałam. Przegrałam bitwę, ale wojnę wygram. Po bitwie położyliśmy się do łóżka z zamiarem pójścia spać. Niestety nie wyszło. Skończyło się na tym, że wymyśliliśmy plan na jutro na Josh'a. I tak miną pierwszy dzień bez rodziców; pozostało jeszcze siedem.


****************
Hej miśki! Boże pisałam ten rozdział 3 dni.... No nic. Musze się pochwalić jestem Belieber!! Od  6 dni. Jutro będzie tydzień. Do następnego!! 

Enjoy Alex  i Jednorożec Stefan 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz